Obecny stan sektora energetycznego w Polsce jest efektem wieloletnich zaniedbań ze strony kolejnych rządów po 1989 roku. W ciągu ostatnich trzech dekad nie opracowano ani nie wdrożono spójnego, długofalowego planu modernizacji krajowego systemu energetycznego. Pomimo licznych zapowiedzi dotyczących rozwoju energetyki jądrowej, dopiero w ostatnich latach podjęto realne działania w tym zakresie, ograniczające się jednak głównie do wyboru lokalizacji pod pierwszą elektrownię jądrową.
Aktualnie Polska opiera swoją produkcję energii przede wszystkim na blokach węglowych – zarówno opalanych węglem kamiennym, jak i brunatnym. Elektrownia Bełchatów, największy tego typu obiekt w Europie, jest symbolem dominacji paliw kopalnych w krajowym miksie energetycznym. Uzupełnieniem są źródła odnawialne, takie jak elektrownie wiatrowe i słoneczne, a także elektrownie wodne (w tym szczytowo-pompowe) i gazowe – te ostatnie pełnią obecnie funkcję rozwiązań przejściowych.
Polityka klimatyczna Unii Europejskiej, realizowana pod hasłem „Zielonego Ładu”, zakłada stopniowe odejście od energetyki konwencjonalnej na rzecz odnawialnych źródeł energii. Niestety, wprowadzenie tej transformacji bez odpowiedniego zabezpieczenia systemu w stabilne źródła energii może prowadzić do znacznego pogorszenia jego niezawodności. Elektrownie wiatrowe i fotowoltaiczne charakteryzują się dużą zmiennością i nieprzewidywalnością produkcji, co bez odpowiednich mechanizmów bilansujących może skutkować poważnymi niedoborami mocy w systemie elektroenergetycznym.
Wypowiedzi przedstawicieli administracji państwowej, sugerujące pełną komplementarność energii wiatrowej i słonecznej w skali rocznej, nie uwzględniają podstawowych zasad funkcjonowania krajowego systemu elektroenergetycznego. Przykładem może być sytuacja z listopada 2024 roku, kiedy przez kilkanaście dni poziom generacji z OZE był znikomy, a jednocześnie utrzymywało się wysokie zapotrzebowanie na energię. Tego typu zjawiska wskazują na konieczność posiadania źródeł stabilnych i przewidywalnych – w tej roli najlepiej sprawdzają się elektrownie jądrowe.
Przestroga przed zbyt szybkim odejściem od stabilnych źródeł energii pojawiła się również w rzeczywistości innych państw Unii Europejskiej. Dobrym przykładem jest sytuacja w Hiszpanii, gdzie pod koniec kwietnia tego roku doszło do poważnej awarii systemu elektroenergetycznego, skutkującej częściowym blackoutem obejmującym znaczną część kraju. Gwałtowny wzrost zapotrzebowania na energię, przy jednoczesnym braku wiatru i ograniczonym nasłonecznieniu, doprowadził do destabilizacji sieci. System oparty w dużym stopniu na źródłach odnawialnych nie był w stanie zapewnić wymaganej rezerwy mocy, a brak odpowiednio skalowalnych i stabilnych elektrowni (jak gazowe lub jądrowe) uniemożliwił szybkie zbilansowanie systemu. Zdarzenie to pokazało, że nadmierne poleganie na OZE bez zabezpieczenia w formie źródeł dyspozycyjnych prowadzi do poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego i powinno stanowić ostrzeżenie również dla Polski – kraju, który dopiero planuje głęboką transformację sektora energetycznego.
Kolejnym istotnym problemem jest stan infrastruktury przesyłowej. Większość linii wysokiego napięcia oraz stacji transformatorowych została zbudowana jeszcze w okresie PRL i wymaga pilnej modernizacji. Brak inwestycji w nowe linie przesyłowe ogranicza możliwość przeprowadzania remontów i wydłuża czas trwania prac, co zwiększa ryzyko poważnych awarii. Równie trudna sytuacja dotyczy sieci niskiego napięcia, która nie jest przygotowana na przyjęcie dużych ilości energii z rozproszonych źródeł, jak instalacje fotowoltaiczne.
Program „Mój Prąd”, który znacząco zwiększył liczbę prosumentów, przyczynił się do wzrostu napięcia w lokalnych sieciach, zwłaszcza w okresie letnim. Brak odbiorców w bezpośrednim otoczeniu powoduje przeciążenia, które zagrażają urządzeniom elektrycznym i elektronicznym. Zgodnie z obowiązującymi normami, napięcie w sieci niskiego napięcia może się wahać od 207 do 253 V, jednak w wielu miejscach wartości te są przekraczane.
Do wybuchu wojny w Ukrainie gaz ziemny był postrzegany jako paliwo przejściowe, łączące względnie niską emisję z elastycznością operacyjną. Elektrownie gazowe mogły w krótkim czasie bilansować niedobory mocy w systemie. Niestety, w wyniku sankcji nałożonych na Rosję oraz uszkodzenia gazociągów Nord Stream 1 i 2, ceny gazu znacząco wzrosły, co uczyniło tę technologię mniej opłacalną. Mimo to warto rozważyć jej ograniczone zastosowanie z uwagi na walory techniczne.
W kontekście planowanych działań modernizacyjnych należy jednoznacznie stwierdzić, że przedwczesne wyłączanie bloków węglowych – bez zapewnienia odpowiednich alternatyw – stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Należy wstrzymać procesy likwidacyjne i opracować kompleksowy plan transformacji sektora. Jedną z najbardziej racjonalnych koncepcji jest budowa 2–3 dużych elektrowni jądrowych, każda z 4–6 reaktorami o mocy około 1000 MWe, oraz równoległe inwestycje w technologię SMR (Small Modular Reactors), które mogłyby zasilić małe i średnie miasta, zastępując przestarzałe elektrociepłownie.
Istniejące bloki węglowe – szczególnie te najnowocześniejsze – powinny być utrzymywane w stanie technicznej gotowości, tak aby mogły w razie potrzeby zostać ponownie uruchomione. Takie działania podjęły już inne kraje europejskie, np. Niemcy, które mimo deklarowanego odejścia od węgla, w sytuacjach kryzysowych ponownie uruchamiają elektrownie opalane węglem brunatnym.
Reasumując, transformacja energetyczna powinna być procesem opartym na wiedzy, analizach technicznych oraz realiach ekonomicznych, a nie jedynie ideologii. Decyzje w tej sprawie powinny być podejmowane przez ekspertów, a nie przez urzędników kierujących się jedynie polityczną poprawnością. Tylko wówczas możliwe będzie zapewnienie krajowi bezpiecznego, efektywnego i nowoczesnego systemu energetycznego, który sprosta wyzwaniom XXI wieku.